Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki Szkoła Podstawowa im. św. Jana Kantego w Będziemyślu

Opowiadanie uczennicy kl 4 Apolonii Dawidowicz

Utworzono dnia 19.06.2022

Przyjaciel

Może nie uwierzycie w moją historię, ale przysięgam, tak było naprawdę. Wszystko zaczęło się, gdy miałam 5 lat. Teraz mam 18 i właściwie to cud, że pamiętam tak wczesne dzieciństwo, ale mniejsza o to. W tamtym okresie miałam niewielu przyjaciół, a właściwie   to nie miałam ich wcale, więc jak na dziecko z wybujałą wyobraźnię przystało, stworzyłam własnego kumpla. Nazwałam go Maciek. W zasadzie to nigdy mi się to imię nie podobało,   ale po prostu w tym przypadku pasowało idealnie. Wracając, Maciek był moim najlepszym przyjacielem chyba do 10 roku życia. Wtedy to wydałam się sobie zbyt dorosła  na wymyślonego przyjaciela, więc po prostu przestałam wierzyć w Maćka. Tak było aż do czasu, gdy postanowiłam się przeprowadzić do Wschodniej Polski (nasz świat różni się trochę od waszego, więc gdy mówię „Wschodnia Polska”, mam na myśli oddzielne ziemie  w innej części świata, które też należą do naszego kraju). Całkowicie zapomniałam się przedstawić. Znowu… Jestem Lisa. A teraz możemy już przejść dalej. Spakowałam się, znalazłam dobre liceum, wsiadłam do metra i pojechałam. Jechałam, jechałam i dalej jechałam, w końcu po długiej podróży dotarłam do jednego z najpiękniejszych miast  na Ziemi. Dotarłam do Menelowa. Tak, wiem, głupia nazwa, ale to nie wywodzi się od tych Wieśków, którzy codziennie siedzą pod „Myszką” (sklepem). Wywodzi się to od Augusta Menelingtona, który założył to miasteczko. No i znowu odchodzę od tematu, wybaczcie.  W każdym razie dojechałam, wysiadłam i rozejrzałam się dookoła. Na stacji zobaczyłam ładną dziewczynę z różowymi włosami, ale nieważne. Rozglądałam się po mieście i muszę Was ostrzec, że stoisko z ogórkami Krzyśka jest w stanie wojny ze stoiskiem z jabłkami Piotra. Wiem, bo oberwałam ich amunicją w nos. Po dłuższym zwiedzaniu natrafiłam  na pomnik w samym środku miasta. Nie pytajcie, jakim cudem go wcześniej nie zauważyłam. Pomnik przedstawiał demona trzymającego księgę. Patrzyłam na niego przez chwilę, gdy nagle usłyszałam:

 -Ty jesteś pewnie nowa w tym mieście?

 Spojrzałam tam, skąd dochodził głos. Przy mnie stała ta sama dziewczyna, którą widziałam na stacji metra.

- Tak -  odpowiedziałam.

 Wtedy dziewczyna podeszła do mnie.

-  Jestem Lidia, a ty?

-  Nazywam się Lisa. Wiesz o co chodzi z tym pomnikiem?

-  Ależ to wie każdy mieszkaniec -  odparła.

 Zdziwiłam się. Patrzyłyśmy przez chwilę na pomnik, po czym Lidia nagle powiedziała:

-  Jeżeli chcesz, mogę ci opowiedzieć całą historię.

 Przytaknęłam.  Cóż, pewnie zastanawiacie się, jak brzmi ta opowieść. Niestety, obawiam się, że mogłoby mnie dopaść pewna grupa społeczna nazywana potocznie „Julkami”. Z tego co wiem od  Lidii, w Menelowie tak nazywa się kobiety, które mogą się uczepić dosłownie wszystkiego, a jako że tę opowieść można podpiąć pod satanizm, wolę nie ryzykować…                

W skrócie chodzi o to, że jeszcze przed pojawieniem się ludzi na Ziemi toczyły się bitwy demonów. Na szczęście zmagania te zatrzymała trójca diabłów. Później, gdy na Ziemi podbitej przez demony zaczęły powstawać pierwsze osady, ludzie wprowadzili pewną zasadę - jeżeli na terytorium jakiegoś demona powstała miejscowość, ów demon stawał się  automatycznie stróżem tej wioski.

Robiło się trochę późno, więc poszłam błądzić w poszukiwaniu domu, który moja kochana rodzicielka odziedziczyła po prababci Madelaine (nasza rodzina ma francuskie korzenie). Oczywiście mamusia nie chciała mieszkać w kraju, w którym jest inna religia niż chrześcijaństwo, więc przeprowadziła się ze swoją miłością do Menelowa. Ten dom powstał jakieś 100 lat temu i przez chwilę myślałam, że naprawdę nieźle się trzyma jak na swój wiek, ale gdy nagle drzwi do łazienki odpadły, zrozumiałam, że nie jest to raczej luksusowa willa. Po rozpakowaniu się i umyciu poszłam, jak normalny człowiek, spać. Jednak tej nocy nie zmrużyłam oka, a gdy chociaż na chwilę mi się to udawało, miałam straszne koszmary.  O 3:00 w nocy leżałam więc w łóżku zastanawiając się, gdzie będę pracować. Przy domu był sad z gruszkami, więc mogłabym je sprzedawać na targu, ale wtedy musiałabym się włączyć do wojny sprzedawców, a tego bym nie chciała. Rozmyślałam nad życiem, kiedy nagle usłyszałam dźwięk w rogu pokoju. Oglądacie czasem takie straszne filmiki o ludziach, którzy mieszkali w nawiedzonych domach? Zwykle słyszą oni: „To świetnie!”, ale ja z całą pewnością mogę powiedzieć, że to wcale nie jest świetnie. W tym momencie myślałam, że umrę.  Przecież to mógł być jakiś morderca!  No cóż, na szczęście to nie był morderca tylko… Nie wiem właściwie, jak opisać tę postać. Wyglądał po prostu jak patyk z nogami  i rękoma i wielką, okrągłą głową. Ale do rzeczy, wyskoczyłam z łóżka  i z prędkością światła  popędziłam na dół w poszukiwaniu kluczy do domu, żeby uciec jak najdalej od tego kija   z twarzą. Myślałam, że będzie mnie gonił, ale nie usłyszałam kroków na schodach  (a tak w ogóle, to dziwne by było, gdybym słyszała. W końcu, ile może ważyć patyk z twarzą?). Znalazłam klucze i już miałam wyjść z domu, gdy nagle przypomniałam sobie, że muszę też wziąć telefon z kuchni.  Jeżeli chcecie zapytać, czemu, to wiedzcie, że musiałam u kogoś nocować, więc telefon był potrzebny do zawiadomienia tego ktosia. Nie chciałam ryzykować, więc sięgnęłam po miotłę do samoobrony i powolnym, aczkolwiek odważnym krokiem udałam się w stronę kuchni. Nie uwierzycie kogo tam spotkałam! Oczywiście patyczaka, który najwyraźniej dobrał się do mojej półki z ciastami.

Spojrzał na mnie i powiedział:

 - No co?

Gdyby to wydarzyło się dzisiaj, zapewne umarłabym ze śmiechu, ale to było jakieś dwa miesiące temu, więc muszę przyznać, że po prostu patrzyłam na niego, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Wtedy stało się coś jeszcze dziwniejszego. Między mną a patyczakiem pojawiła się migocząca kula. Po chwili z kuli wyrósł tors, jedna noga, druga noga, trzecia noga… A zaraz, nie noga, tylko  ręka.  Jedna noga, druga noga, ręce… Tak, to miałam na myśli. Później wyrosły skrzydełka, a na końcu głowa. Najwyraźniej patyk też nie wiedział, co się dzieje, bo patrzył na migocząca istotkę równie zdziwionym wzrokiem co ja. Po chwili kulka odezwała się:

- Witajcie, witajcie, moi drodzy! Ależ wyrosłaś, Liso. Mam nadzieję, że spełniłam twoje marzenie?

-  Marzenie? - zdziwiłam się.

-  No jak to? Nie pamiętasz?

 Wtedy mnie olśniło. Popatrzyłam na patyczaka i już wszystko zrozumiałam. Maciek, no tak, to był on!  Jak mogłam go nie rozpoznać?!  Już pamiętam, to było, kiedy miałam 7 lat. Bawiłam się wtedy z nim i powiedziałam to jedno zdanie, które kulka, prawdopodobnie wróżka,  uznała za marzenie. Przypomniałam to sobie: „ Chciałabym, żebyś był prawdziwy”. Trochę to dziwne, że wróżka dopiero teraz spełniła to życzenie. Zapytałam ją tylko, czemu zrobiła to akurat teraz. Odpowiedź właściwie  nie zdziwiła mnie ani trochę.

-  Wiesz, jeżeli się wyprowadzasz, to właściwie zaczynasz nowe życie, więc pomyślałam, że Maciek ci się przyda.

 Miała rację. Od tego czasu, gdyby ktoś zapytał mnie, jakie były moje  najciekawsze przygody, z pewnością nie wymieniłabym żadnej sprzed spotkania Maćka.  A tak w ogóle to zastanawiam się, jak czytacie moje imię. Zapewne większość z was powie, że nazywam się Liza, ale pozwólcie że was oświecę. Nazywam się LISA  a nie LIZA. Może w Polsce tak to się czyta, ale chcę was poinformować, jak powinno się czytać moje imię, bo Liza nie pasuje do mnie wcale, za to Lisa, idealnie. Widzicie, w imieniu wszystko można zmienić jedna litera, tak jak w życiu wszystko może zmienić jedna osoba lub Patyczak J

 

                                                                 Apolonia Dawidowicz klasa 4

Uczestniczymy w projektach

 

 

Zegar

Kalendarium

Lista wydarzeń w miesiącu Maj 2024 Brak wydarzeń w tym miesiącu.

Imieniny